Założyłam sobie, że nie będę specjalnie gotowała aby na siłę
coś na bloga, ani nie będę też specjalnie chodziła do restauracji. Chcę żeby
działo się to spontaniczne i było prawdzie. Sama byłam ciekawa co przyniesie
los i co jako pierwsze będzie do opublikowania : ) Stało się! Padło na świąteczne,
nieświąteczne makiełki.
Makiełki to tradycyjna wielkopolska potrawa (a raczej deser)
wigilijna. W te Święta pierwszy raz przyrządziłam je w wersji wege – bez mleka,
masła i jajek. Tradycyjne przepisy wymagają dodania tych trzech składników, ale
postanowiłam zaryzykować i je zwyczajnie pominąć (w przypadku mleka zastąpiłam
je sojowym). Wyszło genialnie! Mojemu chłopakowi tak zasmakowały, że licząc od
Świąt robię je trzeci raz. Kiedy zadzwonił dzisiaj do mnie, że już wraca z
całotygodniowej delegacji i marzy o makiełkach postanowiłam zrobić mu
niespodziankę i je dla niego przyrządzić : ) Tym samym makiełki wygrały konkurs
na pierwszy przepis Wegetarianki w wielkim mieście.
Przepis jest banalnie prosty, a sama potrawa zadowoli
miłośników makowca, którego pieczenie zajmuje o wiele więcej czasu. Podstawą
jest oczywiście mak, ale ja użyłam gotowej masy makowej (przed kupnem gotowej
masy makowej wczytajcie się w skład, ponieważ niestety wiele z nich ma tylko
10% maku, czyli mało maku w maku :0 ). Jestem wegetarianką, więc nie ma u mnie
w domu miejsca na maszynkę do mięsa, za to gotowe masy makowe znacznie skracają
czas przygotowywania makowych potraw czy ciast. Wszystkie składniki powinniście
dostać w jednym sklepie, więc naprawdę jest to deser na szybko.
Składniki:
ü
1 masa makowa
ü
1 duża chałka
ü
150 g bakalii (może być więcej, tutaj panuje
dowolność)
ü
0,5 l mleka sojowego lub migdałowego (osobiście
polecam The Bridge lub sygnowane marką Carrefour – są smaczne i mają mało
cukru)
ü
1 laska wanilii
ü
3 łyżeczki miodu (najlepszy jest wielokwiatowy)
ü
opcjonalnie daktyle i wiórki kokosowe do
dekoracji
Mleko podgrzewamy w garnku, w międzyczasie rwiemy chałkę na
kawałeczki i wrzucamy do naczynia.
Masę makową przekładamy na miski, dodajemy bakalie, laskę
wanilii i miód. Wszystko dokładnie ze sobą mieszamy, aż powstanie jednolita
masa.
Gorącym mlekiem zalewamy chałkę, czekamy 5-10 minut aż
chałka wchłonie płyn. Na tym etapie w zależności od upodobań (trochę płynna lub
całkiem stała konsystencja deseru) odlewamy resztę mleka albo je zostawiamy.
Dodajemy masę makową i znów wszystko delikatnie ze sobą
mieszamy.
Deser możemy posypać po wierzchu posiekanymi daktylami i
wiórkami kokosowymi.
Bardzo ważnym jest, że makiełki podajemy na zimno. Po
całkowitym ostygnięciu wstawiamy makiełki na 3-4 godziny do lodówki.
Bon Appetite!
Kiedy skończyłam robić makiełki i usiadłam do napisania notki
na blogu zaczął padać śnieg! Choinka jeszcze nierozebrana, w kominku się pali,
pada śnieg, makiełki gotowe – nic tylko Świętować jeszcze raz ; )
Do następnego smacznego,
Agnieszka
Jak na miłość boską Ty nauczyłaś się tak pichcić?
OdpowiedzUsuńJak przeczytałam i zobaczyłam zdjęcia to aż mi ślinka ciec zaczęła... To musi być przepyszne!
Zabieram się za makiełki, czas trochę poświętować :)
Jestem pod wrażeniem tego jak to jest dobre.
OdpowiedzUsuń